Olsztyn, ul. Skłodowskiej (2011-2014)
Warszawa, dzielnica Ząbki (2012 - 2015)
Kraków, Kazimierz (2013-2016)
Kraków, ul. Serenno Fenn'a (2016-2017)
Olsztyn, ul Mickiewicza (od 2019r.)
czyli
kilka refleksji o chrześcijańskiej pedagogice artystycznej"
Zawsze potrzebowałam
prawdziwego autorytetu dla swoich działań artystycznych i w Osobie Pana Boga mam swojego osobistego i
przede wszystkim duchowego Przewodnika. Po wielu latach pracy pedagogicznej i
artystycznej, a przy tym obserwacji różnych zjawisk w tych obu dziecinach oraz
i przede wszystkim dzięki łasce świadomości ogromnej potrzeby wychowywania
wrażliwości artystów jako twórców odpowiedzialnych za przekaz i odbiór ich
sztuki przez widzów z różnych grup wiekowych i o różnej kondycji emocjonalnej,
umysłowej oraz moralnej, postanowiłam w
roku 2011 założyć grupę pod nazwą: Poszukujący Artyści Niezależni (obecnie
grupa nie jest aktywna). Następnie w 2016 r. powołałam do życia niezależny
ośrodek edukacyjny: Akademia Twórczych Możliwości – autorski zespół pracowni artystycznych.
Zarówno pierwsza jak i druga inicjatywa
mają charakter misyjny, co wyraża się w: - głoszeniu idei permanentnej edukacji
o prawdziwej istocie sztuki - zadaniach artysty zarówno tego uczącego się jak i
nauczającego innych artystów - zwracaniu szczególnej uwagi rodzicom dzieci
wybitnie uzdolnionych na to, że warto zaufać wyraźnym predyspozycjom
artystycznym ich dziecka i zbytnio się nie troskać o to, że w przyszłości będą
borykać się z dużymi problemami finansowymi z powodu nieatrakcyjności wybranej
zawodowej drogi artystycznej, chociażby z prostego punktu wiedzenia, że nikt
nie jest w stanie przewidzieć czyichś i swoich losów.
Wracając do tematu mojej myśli przewodniej, pragnę na
początku zaznaczyć, iż nie mogę stwierdzić z całą pewnością, że znalazłam samodzielnie
receptę na nauczanie przedmiotów artystycznych, ponieważ to sam Bóg jest
źródłem natchnienia, dawcą wszelkich umiejętności. Jako pedagog, szukam
optymalnych rozwiązań w towarzyszeniu kształtowania się wrażliwości i warsztatu
technicznego małych i dorosłych artystów. Dlatego z wielką troską i uwagą
zastanawiałam się przez lata, jakie miejsce należy się sztuce przy jej
jednoczesnym docenianiu, nie zapominając, że to Pan Bóg jest najważniejszy. Sama
definicja pedagogiki wyjaśniam, że jest dyscypliną, która ma za zadanie prowadzenie
i towarzyszenie podopiecznym, należy do nauk społecznych zajmujących się
rozwojem i zmianami mechanizmów wychowania oraz kształceniem na przestrzeni
całego życia. Adoptując to pojęcie
na obszar sztuki, mogę powiedzieć, ze jest to prowadzenie wrażliwości artystów
i kierowanie ich mentalności na myślenie o sztuce na serio po Bożemu, która ta
wrażliwość powinna metodycznie i merytorycznie podnosić, a nie odwrotnie. Wierzę,
ze Pan Bóg dba o reanimację sztuki i nie chce mieć artystów, którzy wypaczają
Jego talenty, wszak jesteśmy stworzeni na Jego obraz i podobieństwo. Pewnien
znany polski znakomity malarz XIX-wieczny o nazwisku Adam Chmielowski pisał:
„Sztuka i tylko sztuka, byle jej uśmiech albo cień uśmiechu, byle jedna róża z
wianka bogini, bo z nią sława i dostatek, i osobiste zadowolenie – mniejsza o
resztę; gubi się w szalonej gonitwie rodzinę, moralność, ojczyznę, związek z
Bogiem, gubi wszystko, co dodatnie i święte – lata uciekają, organizacja
fizyczna niszczeje, a z nią i talent tak zwany – zostaje tylko rozpacz albo
idiotyzm na dnie czaszki – poza tym – ale żeby tylko śmierć i nicość, ale i to
nie, bo dusza nie umiera nigdy” („Pisma – List do Heleny Modrzejewskiej”, s.
61). To nie jedyne radykalne i mocne słowa wypowiedziane przez A.
Chmielowskiego na temat sztuki. W innym miejscu czytam o jego podejściu do
tworzenia: „Ale jeżeli w tych dziełach kłaniamy się sobie – a oddajemy wszystko
na ofiarę, to, choć to się nazywa zwykle kultem dla sztuki, w istocie rzeczy
jest tylko egoizmem zamaskowanym; ubóstwiać siebie samego – to przecież
najgłupszy i najpodlejszy gatunek bałwochwalstwa…” – tak pisze Adam. („Pisma…”,
s.61). Myślę, że sztuka potrafi w trwały
sposób odwrócić wzrok od drugiego człowieka i Boga, a tym samym zaprzeczyć
nadrzędnemu prawu miłości, o którym wiem z Pisma Świętego z II Księgi
Mojżeszowej (20,1-5): „A Pan mówił wszystkie te słowa: Jam jest Pan, Bóg twój,
który wyprowadził Cię z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał
innych bogów obok mnie. (…) Ja Pan, Bogiem twój, jestem Bogiem zazdrosnym”.
Dalej idąc myślą: z przykazania miłości wynika jasno, że miłość do Boga, to
całkowite oddanie się Jemu sercem, duszą, ciałem i siłą, a co za tym idzie
kochanie swoich bliźnich jak siebie samego, co z kolei oznacza, że pragnę dobra
tak dużego dla innej osoby, jak bym pragnęła
dla siebie samej i świadomie zatroskana unikam sytuacji, które wyrządziłyby
krzywdę. Nasz artysta zapisał: „Czym byłem, zanim się urodziłem. Niczym. Skąd
wziąłem byt? – od Boga. Kto utrzymuje mój byt? – P. Bóg. Wszystko czym jestem i
co mam, dał i daje mi Bóg. Nic nie jest moją własnością tylko nicość, jestem
niczym sam ze siebie, wszystko inne jest Boga własnością. Mam Mu wszystko
oddawać i siebie samego. Po tom stworzony, żeby chwalić, czcić i służyć Bogu, a
nie potrzebuje Bóg tego dla Siebie, ale dla mnie, żebym zbawił duszę, bo chce
Pan Bóg, żebym zbawił duszę”(Pisma Adama Chmielowskiego”, s. 187). Tutaj
przypomina mi się Psalm 16,1-3: „Strzeż mnie, o Boże, bo Tobie ufam. Moja dusza
mówi do PANA: TY jesteś moim Panem, a moja dobroć nie przynosi Ci żadnej
korzyści: Lecz świętym, którzy są na ziemi, i szlachetnym, w których całe moje
upodobanie”. Wczytując się w wypowiedzi A. Chmielowskiego rozumiem, że miał on
duży dystans do siebie, do odkrytego talentu… Żeby sztuka nie stałą się
bożyszczem, podporządkował sztukę przede wszystkim Bogu, a nie odwrotnie. Jestem
przekonana,że sztuka musi mieć drugoplanowe znaczenie, a na pierwszym miejscu jest zawsze BÓG.
Pojawia się więc właściwe podejście do sztuki: czyli są rzeczy, sprawy
ważniejsze niż sztuka, jest Bóg ważniejszy od sztuki i człowiek ważniejszy niż
sztuka. Społeczeństwo, czyli odbiorcy sztuki obdarzają artystów pewnego rodzaju
kredytem zaufania publicznego, wierząc, że ci podają im właściwe kierunki
myślenia, uczą gustu i smaku, estetyki, zapraszają do swojego wewnętrznego
świata i pokazują w pewnym sensie jak można odbierać obecność Pana Boga, widzieć
ludzi, rzeczy i różne zjawiska w otaczającej przestrzeni. Cóż za korzyść
duchową poniesie artysta, gdy w danej
chwili opuści osobę potrzebującą pomocy, a zajmie się np. dalszym malowanie
dzieła w swojej pracowni?... Zauważam, że - jak pokazuje historia świata - to w ludzkiej pamięci i emocjach „na zawsze”
pozostają działania przynoszące dobro lub zło wobec drugiego człowieka, a
nie indywidulane lub zepołowe akty
twórczości.
Celem naszego ziemskiego pielgrzymowania jest niebo, czyli wieczna zażyłość z Bogiem, a sztuka może być pewnym małym elementem prowadzącym do zbawienia, ale niekoniecznym. Tylko Bóg ma nieskończoną moc przemawiania do człowieka, budzenia jego natchnień, to ON uzdalnia do twórczych, dobrych działań i ich efektów. Artyści wciąż krążą swoją wyobraźnią i twórczością, a Bóg nadal pozostaje Tajemnicą. Zdolność tworzenia jest darem Boga, jest udziałem i cząstką Geniuszu stwórczego Boga Ojca Stworzyciela wszystkiego. Artysta zatem nie jest stwórcą, tylko poszukującym niedoskonałym twórcą narażonym na ubóstwianie siebie. Świadomość zagrożeń dla artystycznych dusz, skłania do chronienia się w Panu Bogu. Tylko ON daje siłę, aby przemieniać się wewnętrznie. ON wyjściem ku nowej jakości życia artystycznego. Właśnie w tej kwestii pragnę zwrócić uwagę na historię ze Starego Testamentu, a dokładnie na Księgę Wyjścia. Zaraz po księdze Rodzaju, w której czytam w jaki sposób człowiek tak dotkliwie zerwał przyjaźń ze swoim Bogiem-Ojcem i Przyjacielem odnajduję w Starym Testamenie Księgę Wyjścia. Przypomnę teraz, co jest centralnym tematem tej Księgi. Jest nim wyzwolenie Izraelitów z niewoli egispkiej. Istota tego wydarzenia nie ogranicza się do zerwania z uciskiem i poniżeniem jakiego doświadczali Izraelici. Staje się także początkiem nawiązania prawdziwej relacji z Bogiem, z drugim człowiekiem. Jest obrazem dojrzewania do jej nowej jakości. Istota "exodusu" nie ogranicza się tylko do tamtych czasów, wciąż jest żywa i aktualna, zwłaszcza teraz, gdy jesteśmy świadkami wyjątkowo negatywnego ciśnienia na wszystkie sfery ludzkiego życia. To ciśnienie ma jeden cel, a mianowicie: pozbawienie godności dziecka Bożego w imię wygody i nowoczesności, udaremnienie róznymi sposobami odkrycia miłości Bożej i przyjęcia postawy bojaźni i szacunku wobec dzieła Pana Jezusa na Krzyżu. Obecna rzeczywistość próbuje w różny sposób negować Boga Ojca, a wrażliwe dusze artystyczne dalej utrzymywać w przekonaniu, że "mają swoje przywileje", "są tak bardzo wyjątkowi", "mogą być tacy jak Bóg" bez konsekwencji swoich poczynań i wygłaszanych ideologii. Czyż nie słychać w dzisiejszych czasach tego echa z ogrodu Eden... tego fałszywego zapewnienia szatana, że nic się nie stanie, jeśli artyści będą o sobie myśleli jak o bogach, bo tworzą aż sztukę?!.... Pan Bóg, który jest Miłością pochyla się również nad artystami tak jak pochylił się nad dramatem Adama i Ewy, pytając mężczyznę: "Gdzie jesteś?", tak jak pochylił się nad bezradnością Izraelitów dając im Mojżesza. Nieustanna miłość Boga sprawia, że będzie się okazywał miłosierdzie, aby przywrócić świadomość, że jesteśmy ludźmi, nie jesteśmy Nim, ale jesteśmy ludźmi. I to wystarcza, żeby być szczęśliwym już tu na ziemi. Ta prawda może pozwolić artystom odnajdywać swoja godność i podejmować odpowiedzialne życie w wolności! Również uzdalnia do przypatrywania się tej delikatnej strukturze jaką jest wrażliwość. Bóg nieustannie będzie walczył o godność człowieka-artysty, pytając "Gdzie teraz jesteś? Co się z Tobą dzieje? JA, BÓG KTÓRY JESTEM, cały czas Cię szukam....z jednej przyczyny, bo Cię kocham". Przekonanie o tym, że słowo Boga jest dobrem niezaprzeczalnym, daje poczucie stabilności w zetknięciu z rzeczywistością. Jednoczesne, różne obecności, czyli: intymna przy Bogu, we wspólnocie kościoła, rodzinie oraz w środowiskach, gdzie artystycznie pracujemy i przebywamy na co dzień, stają się jedną obecnością. Jest to możliwe, gdy mocno ufamy Bogu, oddając Mu każdą najmniejszą chwilę życia. Jezus powiedział do Piotra, że bramy piekielne nie przemogą Królestwa Bożego. Jakże pocieszające są te słowa, gdy je zaadoptujemy dla artystycznego świata, bo kierują do odpowiedzialności. Ta odpowiedzialność to miłość do spraw Bożych i przyznawanie im pierwszeństwa. Ta miłość, to przede wszystkim życie w łasce Bożej, podejmowanie indywidualnego trudu przemiany. Przyznawanie Bogu racji, że codzienność bez Niego jest naznaczona ogromnymi trudami i traci sens, a z Nim jest prawdziwym błogosławieństwem!
Prawdziwe
aspiracje twórcze podporządkowane Bogu
Wyrażają się m.in. w trosce o własny rozwój artystyczny z akcentem na "niezakopywaniu talentów", a wręcz ich eksplozji dla własnego dobra, dla bogactwa duchowego innych i dla świadectwa o samym geniuszu artystycznym Boga. Wyrażają się również w stawaniu się w pełni artystami na miarę zadanych indywidualnych możliwości, bez porównywania się do innych, a tym bardziej do samego Boga, mając na myśli to, że Bóg aż stwarza, a człowiek tworzy, odtwarza. To potężna różnica, o której wręcz trzeba pamiętać i wzrastać w pokorze wobec Boga. Naszym nadrzędnym celem jest aspirowanie do bycia przede wszystkim pełną miłości kobietą-artystka i pełnym mężczyzną-artystą. Aby być artystą dla Boga, potrzebna jest nieustanna łączność z Nim, wówczas droga z Nim daje nam poczucie bycia niezależnymi Jego niezależnością. Będąc z Nim zawsze razem na drogach twórczych, artyści stają się wolni, niezależni od własnego egoizmu, od wpływów, które mogą im zagrażać. Bóg jest prawdziwą twórczością i prawdziwą miłością, zaś miłość jest największa. Tak więc najlepiej jest aspirować do autentycznej miłości przez autentyczną twórczość!
Paweł Apostoł, który "dał się oślepić
miłością", napisał o Bogu do swoich ukochanych z Efezu, że ON BÓG: „Przeznaczył nas dla siebie, ku usynowieniu przez Jezusa Chrystusa, według
upodobania swojej woli; Dla uwielbienia chwały swojej łaski, którą obdarzył nas
w Umiłowanym; w którym mamy odkupienie przez Jego krew, przebaczenie grzechów,
według bogactwa Jego łaski;” (List do efezjan 1,5-7).
Należy przyznać z uczciwością, że artyści noszą w sobie wrażliwość, cudowny
skarb odczuwania rzeczywistości i kontemplowania jej. Czym i Kim jest miłość i
dlaczego słowo "wielka" też nie wystarcza na jej opisanie?...
ponieważ BÓG JEST MIŁOŚCIĄ, to Jego
tożsamość....Jego imię nieskończenie brzmiące, które przekazał przez Mojżesza to "JESTEM, KTÓRY JESTEM". Skoro jest Miłością i Jest, to według mnie, Jego
słodkie imię nieskończenie brzmi: "MIŁOŚĆ, KTÓRA JEST MIŁOŚCIĄ". Miłość to wspólnota, to też komunia. A komunia
to zjednoczenie, trwanie razem, wymiana darów, zgoda i nieustające pragnienie bycia razem w poczuciu dobra, piękna, a przez to poczucie
sensu. Czyż nie jest odczuwane właśnie te pragnienia bycia z Nim zawsze razem,
a które objawia się jako tęsknota rozszerzająca
serce?....Bycie z Nim zawsze razem jest możliwe, bo On jest bez przerwy blisko.
Komunia z Nim może zdarzyć się tu i teraz, nie trzeba czekać na... Czy
serce nie spala się w pragnieniu bycia z Nim wciąż na "gorącej
linii"?
Bóg - Stworzyciel i my-twórcy.... Jezus, jest i był ze swoim
Ojcem na "gorącej linii". Stąd Jego decyzja przyjęcia losu człowieka.
Stąd Jego decyzja o śmierci na Krzyżu. Jezus, tak jak i Bóg-Ojciec, są dla mnie niedościgłymi wzorami w tworzeniu.
Mając wszystkie talenty , a nie mając miłości, bylibyśmy niczym...
Artyści powinni pokazać - poprzez pryzmat własnej wrażliwości i dziedzin sztuki, którymi się zajmują - czym jest miłość. Miłość jako relacja ludzka pojmowana różnorodnie jest najważniejsza w życiu. O jej nieprzecenionym znaczeniu nie mam potrzeby dyskutować, jestem o jej wartości przekonana. Jan Ewangelista pisze w 1 Liście 4,8: "Bóg jest Miłością", przede wszystkim Bóg jest miłością i miłosierdziem, dlatego to jest priorytet, to jest epicentrum naszego istnienia i działania. A Paweł w liście do Koryntian pisze, że "bez miłości bylibyśmy niczym", dlatego bez niej artysta byłby niczym i niczym jego twórczość, gdy zapomina o prawdziwej miłości. To właśnie miłość Boża, czyni z artystów prawdziwych artystów, bo przetwarza jakość artystycznego życia, by to życie można u jego schyłku nazwać arcydziełem dla chwały Boga.
To jest wyjątkowy czas na głoszenie Dobrej Nowiny…
Otwierają się drzwi by zanieść między innymi, nową jakość życia artystycznego, życia opartego na zasadach moralnych, na umiłowaniu Boga i drugiego człowieka, właśnie przez sztukę. Wyraźnie podkreślam, właśnie przez sztukę, a nie dla sztuki. Gorąco zachęcam, aby stawać się takimi artystami, których charakteryzuje czysty styl życia, a mam na myśli tutaj: moralność, szlachetność, dobroć, pokora, niesienie światu nadziei, wiary i miłości. Co dalej oznacza: konkret i przeźroczystość! Tego naprawdę oczekuje sam Bóg! On zaprasza do tego, wyposaża i uzdalnia każdego twórcę do działania. Wiem z własnego doświadczenia – a sądzę, że mam też Ducha Bożego - Trzeba Panu Bogu ufać! On pragnie z każdym artystą wspólnoty serc, wspólnoty umysłów. Taka wspólnota z Bogiem daje siłę do wychodzenia z indywidulanej rzeczywistości i pójścia do rzeczywistości innych ludzi jako artyści, artyści żyjący pełnią człowieczeństwa opartego na prawdziwym pięknie i dobru, kótre są cechami Bożymi. W obecnych czasach Boże dzieło Zbawienia jest alternatywą, jest "wyjściem" wobec negujących Go fałszywych wizji świata, którymi karmi obecna zatruta rzeczywistość. Dzięki Jego uprzedzającej łasce, mogę być świadoma zagrożeń dla mojej duszy. Ta błogosławiona świadomość daje poczucie bezpieczeństwa i w efekcie wewnętrzną stałość oraz odpowiedzialność za artystyczne działania indywidualne i grupowe. „Jest się” artystą, ale dzięki mocy samego Boga, co oznacza utożsamienie się z Jego wizją świata, z Jego wizją indywidualnych twórczych dróg dla każdego artysty. Poznanie tożsamości BOGA OJCA i życie nią, prowadzi do coraz głębszego rozumienia miłości. Artysta jest również powołany do odpowiedzialnego postrzegania miłości we wszystkich jej aspektach. Jestem świadkiem coraz ostrzejszej walki o moralność w codzienności. Potęga zła jest bardzo silna i nienawiść dotyka każdego z nas. A miłość nie jest nienawiścią, jest jej totalnym zaprzeczeniem. Czy miłość dzisiaj jest najważniejsza, czy jest siłą przeciwko nienawidzących Boga? Żyjemy w bardzo trudnych czasach, gdzie miłość próbuje się spłaszczać, zepchnąć do kolejnego produktu na sprzedaż. Artystyczne wrażliwości mocno odczuwają całą zmieniającą się rzeczywistość. Artyści nie powinni być zamknięci w swoich twórczych światach, nie powinni czekać, aż inni zajmą się prowadzeniem świata ku lepszej rzeczywistości Bożej.
Królestwo Boże i Jego
panowanie jest nieporównywalnie ważniejszą sprawą niż powiększanie artstycznego
CV o kolejne sukcesy artystyczne, choć one też mogą mieć błogosławieństwo Boże.
Mądry „ciężar” miłości i jej wymagań łatwo przyjąć z Bożą pomocą. Jako artystka bardzo potrzebują wymagań, które postawię sobie samej i które postawią im inni, ponieważ zadana mi wrażliwość niejednokrotnie znieczulała mnie wobec złego postępowania swojego i innych. Jestem wyczulena na zewnętrzne zmiany, tak też byłam „przewrażliwiona na swoim punkcie”. Dlatego potrzebowałam prawdziwego artystycznego „przewrotu kopernikowskiego”. Co to oznaczyło?... a mianowicie, aby w centrum mojego układu był Bóg i drugi człowiek, a ja żebym „krążyła” i to w pełni zaangażowani wokół Boga i drugiego człowieka, a nie wokół siebie. Niech właśnie PAN dalej mi dopomoże, aby nie było odwrotnie i aby nie wysadzała Boga z Jego tronu i zasiadalła na Jego centralnym miejscu. Niestety, ze smutkiem obserwuję, że niestey coraz bardziej artyści chcielibyśmy błyszczeć jak gwiazdy na niebie, być olśniewający jak słońce… a to tylko Bóg ma odbierać chwałę w ich twórczości i codziennym życiu! Na prawdę „szkoda czasu i energii”, aby Go ścigać i chcieć być większym… jak wiem z Pisma świętego już raz ktoś popełnił ten błąd, a był to ten który miał na imię „niosący światło”, byli nimi Adam i Ewa… nie muszę ani ja ani nikt inny powtarzać tej historii…
Na koniec pragnę zadać sobie pytania robiąc jednocześnie rachunek sumienia: Co jest najważniejsze w moim życiu, a raczej KTO jest najważniejszy w moim życiu? Czy sukces artystyczny jest najważniejszy? Czy jestem za siebie odpowiedzialna? Czy jestem odpowiedzialna za swoich uczniów? Czy jestem odpowiedzialna za odbiorców mojej sztuki? Po co mi moje obrazy i długie godziny dzienne i nocne spędzane na samotnej pracy w pracowni, jeśli nie codziennie nie spotkam się na modlitwie z Panem Bogiem i codziennie nie będę czytała Pisma Świętego,nie będę wrażliwa na potrzeby innych osób?
Życzę nam wszystkim
artystom, abyśmy odkrywali sztukę przez Boga, a nie Boga przez sztukę. Zacznijmy
najpierw szukać Boga!
Małgorzata Tuszyńska, napisane w latach 2011-2022
Komentarze
Prześlij komentarz